Przyszła kryska na Matyska, jak to się mówi. Jeszcze miesiąc
temu pisałam, że nie jestem docelowym odbiorcą kulinarnych książek Beaty
Pawlikowskiej, która żyje w zgodzie z kuchnią pięciu przemian i stara się
spożywać produkty maksymalnie nieprzetworzone, a dzisiaj znajduje się już
znacznie bliżej jej filozofii. Co prawda daleko mi do wegetarianizmu, czy
weganizmu, ale zaczynam zastanawiać się nad tym, co jem; nad łączeniem
węglowodanów, tłuszczy i białek; nad kaloriami i ładunkiem zdrowia w kolejnych
posiłkach. Wnet okazało się, że seria „Szczęśliwe garnki” to jedne z
nielicznych książek o rozsądnym odżywianiu, jakie mam w domu.
Odsłona wiosennych przepisów, jak można się spodziewać,
pyszni się soczystą zielenią okładki. Jest żywa i ciepła, jak pierwsze źdźbła
trawy, gdy robi się ciepło. Z obwoluty uśmiecha się do odbiorcy młody groszek,
świeży chleb i gros warzyw w kolorze takim, jak sama okładka oraz autorka –
niezmiennie na jednej z zagranicznych, czystych plaż. Wyczuwalna świeżość w
warstwie wizualnej sprawia, że chciałoby się schrupać tę niewielką książeczkę.
„Szczęśliwe garnki. Kulinarna książka z przepisami na
wiosnę” zawiera trzydzieści cztery przepisy, tak jak w przypadku poprzednich
tytułów z serii pozbawione mięsa i w zgodzie z kuchnią pięciu przemian. Zgodnie
ze wskazaniem pory roku, wielu z nich nie da się przyrządzić w kresie zimowym
(poszukiwanie młodej marchewki, która nie byłaby jakimś chemicznym wytworem, w
tym momencie jest skazane na porażkę), ale znalazłam też kilka możliwych do
wykonania. O ile zapobiegliwie pomroziliście we właściwym czasie niektóre z
warzyw – np. kalafior.
W tym tomie „Szczęśliwych garnków” odkryłam jednak coś, co
umknęło mi wcześniej, a mianowicie – kosztowność niektórych dodatków, czy też
komplikacje w ich poszukiwaniu. Wiedzieliście, że istnieje olej z dzikiej róży?
Ja nie miałam pojęcia. Z kolei koszt orzechów pecan o mało nie zwalił mnie z
nóg. Jeżeli generalnie funkcjonujecie jako wegetarianie czy weganie, to
zainwestowanie w tego typu drobiazgi nie powinno być dla Was wyzwaniem – brak
kosztów mięsa – jednak, jeżeli żyjecie za najniższą krajową, daleko Wam do
jarskiej diety i chcielibyście po prostu to i owo przetestować, to z niektórymi
przepisami może być problem. Ale tylko z niektórymi. Większość sprawi, że Wasz
portfel odetchnie z ulgą. Zwłaszcza w sezonie, gdy koszt młodej, zdrowej, nie
chemicznej cukinii będzie znikomy, a nie jak teraz (niedobrej, wodnistej i
sztucznej) stosunkowo wysoki.
A więc, które przepisy z proponowanych przez Pawlikowską
szczególnie przypadły mi do gustu? Z pewnością pasta z bobu z awokado i
kolendrą (akurat przeżywam fazę robienia past) oraz wszelkiego rodzaju
propozycje przyrządzania kasz – kasza jaglana z cukinią, kasza jaglana z
zielonym groszkiem, kasza quinoa z cukinią i kolendrą, kasza quinoa z zielonym
groszkiem i bazylią. Z pewnością wypróbuję też chleby – jaglany z amarantusem,
migdałami i śliwkami oraz żytnio-jaglany ze słonecznikiem.
Dla ludzi, którzy tak, jak ja padli ofiarą własnych
postanowień, przepisy Beaty Pawlikowskiej mogą stanowić swego rodzaju novum i
wskazówkę na nowej drodze życia. Pewnie nie wszystkie, ale wiele z nich
inspiruje i zachęca do wypróbowania. Wegetarianie i weganie szoku jednak nie
przeżyją. Jestem przekonana, że kolejne z propozycji autorki należą do ich
stałych menu. „Szczęśliwe garnki. Kulinarna książka z przepisami na wiosnę” są
jednak tak pięknie i uroczo wydane, że nawet ci, których nie zainspiruje ta
pozycja kulinarnie, z nieskrywaną przyjemnością postawią ją na swojej półce.
Recenzja publikowana również na:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każdy Twój komentarz mnie uszczęśliwi! A może masz jakieś pytania? ;)