poniedziałek, 1 lutego 2016
Przyszła kryska na Matyska, jak to się mówi. Jeszcze miesiąc temu pisałam, że nie jestem docelowym odbiorcą kulinarnych książek Beaty Pawlikowskiej, która żyje w zgodzie z kuchnią pięciu przemian i stara się spożywać produkty maksymalnie nieprzetworzone, a dzisiaj znajduje się już znacznie bliżej jej filozofii. Co prawda daleko mi do wegetarianizmu, czy weganizmu, ale zaczynam zastanawiać się nad tym, co jem; nad łączeniem węglowodanów, tłuszczy i białek; nad kaloriami i ładunkiem zdrowia w kolejnych posiłkach. Wnet okazało się, że seria „Szczęśliwe garnki” to jedne z nielicznych książek o rozsądnym odżywianiu, jakie mam w domu.

Odsłona wiosennych przepisów, jak można się spodziewać, pyszni się soczystą zielenią okładki. Jest żywa i ciepła, jak pierwsze źdźbła trawy, gdy robi się ciepło. Z obwoluty uśmiecha się do odbiorcy młody groszek, świeży chleb i gros warzyw w kolorze takim, jak sama okładka oraz autorka – niezmiennie na jednej z zagranicznych, czystych plaż. Wyczuwalna świeżość w warstwie wizualnej sprawia, że chciałoby się schrupać tę niewielką książeczkę.

„Szczęśliwe garnki. Kulinarna książka z przepisami na wiosnę” zawiera trzydzieści cztery przepisy, tak jak w przypadku poprzednich tytułów z serii pozbawione mięsa i w zgodzie z kuchnią pięciu przemian. Zgodnie ze wskazaniem pory roku, wielu z nich nie da się przyrządzić w kresie zimowym (poszukiwanie młodej marchewki, która nie byłaby jakimś chemicznym wytworem, w tym momencie jest skazane na porażkę), ale znalazłam też kilka możliwych do wykonania. O ile zapobiegliwie pomroziliście we właściwym czasie niektóre z warzyw – np. kalafior.

W tym tomie „Szczęśliwych garnków” odkryłam jednak coś, co umknęło mi wcześniej, a mianowicie – kosztowność niektórych dodatków, czy też komplikacje w ich poszukiwaniu. Wiedzieliście, że istnieje olej z dzikiej róży? Ja nie miałam pojęcia. Z kolei koszt orzechów pecan o mało nie zwalił mnie z nóg. Jeżeli generalnie funkcjonujecie jako wegetarianie czy weganie, to zainwestowanie w tego typu drobiazgi nie powinno być dla Was wyzwaniem – brak kosztów mięsa – jednak, jeżeli żyjecie za najniższą krajową, daleko Wam do jarskiej diety i chcielibyście po prostu to i owo przetestować, to z niektórymi przepisami może być problem. Ale tylko z niektórymi. Większość sprawi, że Wasz portfel odetchnie z ulgą. Zwłaszcza w sezonie, gdy koszt młodej, zdrowej, nie chemicznej cukinii będzie znikomy, a nie jak teraz (niedobrej, wodnistej i sztucznej) stosunkowo wysoki.

A więc, które przepisy z proponowanych przez Pawlikowską szczególnie przypadły mi do gustu? Z pewnością pasta z bobu z awokado i kolendrą (akurat przeżywam fazę robienia past) oraz wszelkiego rodzaju propozycje przyrządzania kasz – kasza jaglana z cukinią, kasza jaglana z zielonym groszkiem, kasza quinoa z cukinią i kolendrą, kasza quinoa z zielonym groszkiem i bazylią. Z pewnością wypróbuję też chleby – jaglany z amarantusem, migdałami i śliwkami oraz żytnio-jaglany ze słonecznikiem.

Dla ludzi, którzy tak, jak ja padli ofiarą własnych postanowień, przepisy Beaty Pawlikowskiej mogą stanowić swego rodzaju novum i wskazówkę na nowej drodze życia. Pewnie nie wszystkie, ale wiele z nich inspiruje i zachęca do wypróbowania. Wegetarianie i weganie szoku jednak nie przeżyją. Jestem przekonana, że kolejne z propozycji autorki należą do ich stałych menu. „Szczęśliwe garnki. Kulinarna książka z przepisami na wiosnę” są jednak tak pięknie i uroczo wydane, że nawet ci, których nie zainspiruje ta pozycja kulinarnie, z nieskrywaną przyjemnością postawią ją na swojej półce. 

Recenzja publikowana również na:


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Każdy Twój komentarz mnie uszczęśliwi! A może masz jakieś pytania? ;)

Posmakowało już:

Akcja!

Lookam

Zbieram na jedzenie

Śledź