Medme sklep

Medme sklep
Najzdrowsze miejsce w Internecie!

O mnie

Życie pozakuchenne

Życie pozakuchenne
Moja debiutancka powieść "Skazani", pierwszy tom trylogii "Przed Czasem". Gorąco zachęcam do zakupu i podzielenia się wrażeniami po lekturze :) Oto moje życie pozakuchenne.

Tutaj też działam

Tutaj też działam
Zapraszam również na współprowadzonego z partnerem życiowym bloga z recenzjami filmów, książek, gier, seriali i wielu innych ;)

Należę do społeczności

Durszlak.pl
rondel
Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów
zBLOGowani.pl
Odszukaj.com - przepisy kulinarne
Foodki - fotografie potraw i zdjęcia kulinarne
FlyB - Kulinaria
Przepisy.pl

Łódzkie bloguje

poniedziałek, 30 czerwca 2014
Skończyło się pałaszowanie w ramach Festiwalu Dobrego Smaku i trzeba wrócić do samodzielnego przygotowywania posiłków. Piekarnik funkcjonuje dziś na pełnych obrotach. W całym mieszkaniu unoszą się kuchenne zapachy. I dobrze. Stęskniłam się za tym intymnym spożywaniem posiłków, tą prywatnością jedzenia, bez zgiełku i pośpiechu :)

MUSAKA


Składniki warzywne:
- 2 bakłażany
- 3 cukinie
- oliwa z oliwek
- sól

Przygotowanie warzyw:
Bakłażany oraz cukinie myjemy, a następnie kroimy na plastry grubości centymetra. Solimy je z obu stron, grillujemy na niewielkiej ilości oliwy i osączamy na papierowym ręczniku.

Składniki do mięsa w sosie:
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 2 cebule
- 1 kilogram mięsa mielonego
- 500 gram passaty
- 100 mililitrów czerwonego wina
- szczypta cynonamonu
- pieprz
- sól

Przygotowanie mięsa w sosie:
Rozgrzewamy oliwę, wrzucamy posiekane cebule i smażymy je do zeszklenia. Mieszamy. Dodajemy mięso mielone. Mieszamy. Dodajemy passatę, czerwone wino, cynamon. Gotujemy 20 minut od czasu do czasu mieszając. Doprawiamy solą oraz pieprzem.

Składniki na sos beszamelowy:
- 120 gram masła
- 100 gram mąki
- 600 mililitrów mleka
- 2 żółtka
- gałka muszkatołowa
- pieprz
- sól

Przygotowanie sosu beszamelowego:
Podsmażamy mąkę na maśle przez około 2-3 minuty. Stopniowo dodajemy mleko i mieszamy za pomocą trzepaczki. Doprawiamy solą, pieprzem, gałką muszkatołową i dodajemy żółtka. Mieszamy i odstawiamy.

Składniki na warstwy: 
- grillowane cukinie
- grillowane bakłażany
- mięso mielone w sosie
- beszamel
- 1 opakowanie fety (lub innego sera typu greckiego)

Przygotowanie warstw:
Na samym dnie naczynia układamy bakłażany, następnie cukinie. Potem mięso mielone w sosie. Całość pokrywamy beszamelem, górę posypujemy fetą i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180°C (termoobieg) na 45 - 60 minut.

Przepis na podstawie przepisu Pascala Brodnickiego ze strony kuchnialidla.pl


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
niedziela, 29 czerwca 2014
Naprawdę chciałam odwiedzić wszystkie lokale biorące udział w łódzkim festiwalu. Niestety okazało się to zbyt czasochłonne i finansochłonne. Dodatkowo, chciałam skorzystać również z innych atrakcji. Udałyśmy się więc dzisiaj z Kesją na grę miejską, co nie było najlepszym pomysłem - niewielu uczestników, banalne i nudne zadania. Jedynie paczuszka prezentów na mecie była niczego sobie. Byłoby dużo fajniej, gdyby więcej osób zdecydowało się wystartować. A dlaczego frekwencja była taka niska? Gdybym miała obstawiać, powiedziałabym, że to wina kiepskiej reklamy i absolutnego braku informacji - mały druczek na stronie internetowej oraz ulotce, to żadna informacja. Zwłaszcza, jeżeli zawiera jedynie godzinę i miejsce.
Tak czy siak po grze miejskiej przystąpiłyśmy z Kesją do pałaszowania. Ten dzień był zdecydowanie bardziej interesujący, chociaż zdarzyły się również wpadki. A oto wyniki:


1. Gejsza sushi
10/10 pkt

Happy roll, czyli krewetka w tempurze, serek, tamago, ogórek, tykwa i rzepa, na zewnątrz kiwi, sos u nagi i mango

Nie przepadam szczególnie za sushi. Zwyczajnie do mnie nie przemawia. Z pewną rezerwą wkroczyłam więc do Gejszy (wkroczyłam to za duże słowo - pokornie podreptałam, gdy po 15 minutach zwolniło się miejsce i sprzed lokalu mogłam wejść do jego wnętrza). Mogłabym tam czekać i kolejne 15 minut, albo nawet 1 godzinę i 15 minut, tak bardzo przypadło mi do gustu. Połączenie smaków - rewelacyjne. Podanie klasyczne, spora porcja imbiru oraz wasabi, której nie byłam w stanie wykorzystać. 
Obsługa poprawna.
Z pewnością odwiedzę do miejsce jeszcze nie raz.

Okiem Kesji:
Do sushi jestem nastawiona sceptycznie, ale to, co dostałyśmy na talerzu, pobiło wszystkie inne dania! Mogłybyśmy być w obskurnym lokalu, kelner mógłby być gburowaty, a jedzenie brzydko podane – to i tak nie zmieniłoby mojej oceny. Doskonałe!
10/10 (nawet  11/10)

2. KAMARI
3/10 pkt

Kulebiak po grecku, czyli polędwiczka w liściach winogron w cieście filo z espumą żurawinową, podana z pastą z pieczonego bakłażana i zielonym groszkiem 

W KAMARI spodziewałam się znacznie więcej. Uprzedzone o długim oczekiwaniu zamówiłyśmy piwo, otrzymałyśmy je jednak dopiero z daniem, a więc ponad 30 minut później. Pierwszy raz spotkałam się z taką taktyką.
Wybaczyłabym pewnie to oczekiwanie, gdyby było na co czekać. Tymczasem, chociaż prezentowało się bardzo dla oka mile... Groszek był zimny i suchy, ciasto filo przepieczone (z przyklejonym od wewnątrz liściem winogron), polędwiczka wysuszona na wiór, a pasta z pieczonego bakłażana miała wyraźny posmak spalenizny. 
Bardzo szkoda, bo sosy charakteryzował bogaty i złożony smak - były jednymi z lepszych, jakich przyszło mi kosztować na tegorocznym festiwalu.

Okiem Kesji:
Test niewidzialności, odcinek 2. Kelnerki ewidentnie nieprzyzwyczajone do takiej liczby gości. Nie wpadły nawet na to, że skoro musimy tyle czekać, to można podać nam zamówione piwo trochę wcześniej niż danie. Co do jedzenia… Zimny groszek, mięso suche jak wiór. Jedyny ratunek w paście z bakłażana, którą się zajadałam.
4/10

3. Lavash
8/10 pkt


Długo nie mogłam się zdecydować, jak ocenić tę restaurację. Z jednej strony danie prezentowało się mało apetycznie i bardzo niedbale (wyszczerbiony talerz, kilka kleksów tam i ówdzie, nieprzemyślana kompozycja). Dodatkowo czerwona przyprawa wkoło smakowała gotową mieszanką przypraw. Lavash ma jednak zalety i pomysły, o których inne lokale mogą tylko pomarzyć.
Po pierwsze samo stanie w kolejce było już przyjemnością. Obsługa przepraszała, przejmowała się i... zapraszała na degustację win. Przesympatyczny pan opowiadał zabawne anegdotki ze swojego życia oraz przybliżał specyfikę rozlewanych do kubeczków alkoholi. Czas płynął szybko, a samo miejsce wkrótce się znalazło. Gdy jeden z gości wyszedł znudzony oczekiwaniem na zamówienie, zaraz ktoś za nim wybiegł, zapytał o powody opuszczenia lokalu i w ramach przeprosin wręczył butelkę wina. 
Danie w Lavash, chociaż może nieszczególnie pięknie, to jednak smakowało. Była to jedyna orientalna restauracja, która rzeczywiście zaoferowała mi coś orientalnego. Smaki były intensywne i całkiem nieźle skomponowane. Na talerzu znalazłam też różne faktury i konsystencje. Byłam zadowolona.

Okiem Kesji:
Kuchnia kaukaska – spodziewałam się orientalnych smaków, ale bałam się porażki po przygodzie z Layali. Jak się okazało zupełnie niepotrzebnie. Danie było bardzo intensywne w smaku i bardzo egzotyczne. Najlepszy był bakłażan, ale reszta też niczego sobie: ryż smacznie doprawiony, ciekawy pasztet, mięso zawijane w liść też pycha! Może tylko nie wyglądało pięknie na talerzu. Dodatkowy plus za fantastyczną obsługę i degustację win dla czekających w kolejce. Tak miło nie było w żadnej innej restauracji.
9/10

4. Layali Shisha Club&Restaurant
2/10 pkt

Bamia w pomidorach z kurczakiem i ryżem syryjskim
Rozpoczęło się całkiem przyjemnie, bo miła pani od razu zaproponowała nam miejsce i szybko przyjęła zamówienie. Zadziwiające było jedynie to, że poza naszym, jedynie 3 stoliki były zajęte i to, jak sądzę, przez stałych gości, a nie festiwalowych.
To wszystko przestało zastanawiać, gdy dostałyśmy danie. Porcja w porównaniu do innych lokali słuszna za to prezentacja bez finezji - wszystko rzucone na talerz i udekorowane plasterkiem cytryny i kawałkiem pomidora. 
Sama bamia okazała się rośliną strączkową, a kurczak raczej nie był kurczakiem. Poza tym, bamia, która miała być, jak sądzę, daniem głównym tej potrawy, rozpłynęła się gdzieś w mdłym sosie bez przypraw; była rozgotowana i również dobrze mogła być polską fasolką. 
Spodziewałam się orientu, a dostałam szkolną stołówkę.

Okiem Kesji:
Lokal z daniami kuchni syryjskiej, z klimatycznym orientalnym wystrojem, sympatyczną obsługą i… naprawdę kiepskim daniem. Doceniam wysiłek, jaki trzeba było włożyć w to, żeby sprowadzić bardzo rzadkie składniki z Syrii. Szkoda tylko, że ten wysiłek poszedł na marne, bo danie nie miało żadnego smaku, tym bardziej orientalnego.
3/10

5. Lili
6/10 pkt

Sztufada z leguminą cytrynową i warzywem polnym i marmeladą
Do Lili weszłyśmy na chwilę przed deszczem. Niebo zdążyło się już zachmurzyć i tylko minuty dzieliły nas od fali deszczu. Pan kelner uwijał się jednak szybko, więc danie zdążyłyśmy skosztować przed ulewą.
Wołowina dobra, ale nie rewelacyjna, mogłabym dusić się odrobinę dłużej. Marchewka mogłaby być ale dente. Legumina świetna - uwielbiam połączenia słodkich owocowych sosów z wytrawnym mięsem. Chociaż nie wiem, czy nie smakowałoby to lepiej, gdy mięso było bardziej wyraziste. Legumina przodowała, a powinna być dodatkiem. 

Okiem Kesji:
Kelner był chyba na nas zły, że śmiałyśmy usiąść przy stoliku. Na szczęście podał nam jedzenie i było ono smaczne. Najlepsza była legumina cytrynowa, którą mogłabym jeść łyżkami. Mięso też w porządku.
7/10

6. Lokal
7/10 pkt
Zapomniane - dzikie. Bażant, dzik, dereń, czyli krokiet z bażanta z grzybami na puree z kalarepy z jabłkiem, terryna z dzika z sosem z suszonych owoców z dereniem, fondant z kalarepy, marynowany rydz, sos wiśniowy, ziemia czekoladowo-kawowa
Przyszła kolej na jedno z najoryginalniejszych dań w festiwalowej karcie. W kolejce stałyśmy niedługo, miły kelner zapytał od razu, czy życzymy sobie dania festiwalowego. Na stole stało naczynie z kompletami sztućców, pierwszy raz nie musiałyśmy więc prosić o dodatkowy. Pierwszy raz również potrawa znajdowała się w bardziej wymyślnym naczyniu - do tej pory wszędzie biało i klasycznie. Podobało mi się to podanie, chociaż wielkość talerza przytłoczyła chyba nieco samo danie.
Terryna bardzo smaczna, zwłaszcza z owocami. Fondant z kalarepy, to chyba po prostu ugotowana kalarepa. Marynowany rydz gumiasty i octowy, ale to było do przewidzenia - szkoda takich dobrych grzybów do zamykania w słoikach z octem. Puree pyszne, sos wiśniowy dobry, ziemia ciekawiej wypadła w Bierhalle, powtarzała się zresztą kilka razy i Lokalowi wyszła najgorsza. Najdziwniejszy był krokiet. Miękki, bez wyczuwalnego smaku bażanta, troszkę kwaskowaty. Nie na to liczyłam.

Okiem Kesji:
Jedyna dziczyzna na festiwalu. Naprawdę udana dziczyzna. I pięknie podana. Ze śliwką i musem wiśniowym. Trochę dziwnym eksperymentem był krokiet z bażanta, ale wybaczam. Dzik uratował całość. Wielki ukłon w stronę obsługi lokalu, bo uwijali się jak mróweczki, żeby jak najszybciej rozładować kolejkę.
8/10

7. Pozytyvka
5/10 pkt

Carbonara Naleśnikowa, czyli klasyczny sos śmietanowy z pancettą i natką, podany na makaronie naleśnikowym
Jedno z najmniej wyszukanych i pomysłowych dań festiwalu. Weszłam, zamówiłam, dostałam to, czego się spodziewałam. Z tego, co się orientuję, to klasyczną carbonarę robi się bez użycia śmietany, a sos powstaje z żółtek. Niestety danie Pozytyvki przeciętny Kowalski mógłby wykonać z resztek w lodówce. Chociaż to bardzo smaczne danie, nie mogę dać wyższej oceny.

Okiem Kesji:
Nie wpadłabym na to, że z naleśników można zrobić makaron do sosu. Ciekawa lekcja i bardzo smaczna. Prawdą jest, że taki sos każdy może zrobić sobie w domu, podobnie jak naleśniki, ale… Już nie każdy może wymyślić takie połączenie. 
7/10

8. Restauracja Bułgarska
4/10 pkt

Caca, czyli szprotki smażone na głębokim tłuszczu
Obsługa wyłapywała jedynie przypadkowe osoby do obsłużenia. W czasie naszej wizyty przynajmniej 3 stoliki zrezygnowały z oczekiwania na samo tylko złożenie zamówienia. Nam się udało, fartem.
Porcja malutka (8 szprotek za 10 zł), chociaż wcześniej Bułgarska chwaliła się zdjęciami pełnych talerzy. Podane prosto, zwyczajnie rzucone na talerz. Samo danie smaczne, jako przegryzka do piwa idealne. 
Mam wrażenie, że Restauracji Bułgarskiej nie zależało na festiwalu. Zależało za to na reklamie, ale i to im się nie udało.

Okiem Kesji:
Zastanawiam się, ile kosztowało to danie. Takich kilka rybek można kupić w Polsce za grosze. Przypraw specjalnych też nie było. Gratuluję kucharzowi, bo wymyślił danie, na którym restauracja prawdopodobnie nieźle zarobiła. Co nie zmienia faktu, że było bardzo smacznie. Dobry pomysł na przekąskę.
7/10

9. Ser Lanselot
5/10 pkt

Wytrawna Koza, czyli sernik na zimno z koziego sera, z konfiturą z czerwonej cebuli z czerwonym winem. Podany z zieloną herbatą
Pani była przesympatyczna i uśmiechała się radośnie. Danie podane było jednak bez przemyślenia, chaotyczne i niedbałe. Ciasto ze spodu rozmokło. Konfitura za to bardzo smaczna. W samym serniku zbyt dużo gałki muszkatołowej. Herbatka, jak herbatka, wodnista.

Okiem Kesji:
Nie lubię koziego sera i nigdy nie polubię. Nie ma, czego oceniać.

10. Spółdzielnia
7/10 pkt

Comber z królika w aromacie wędzonki na ziarnach zboża
Pierwsze wrażenie miałyśmy bardzo dobre. Na stole arkusze z wyrysowanym daniem i opisanym każdym elementem. Miły kelner zebrał zamówienia i chociaż potem nieco się pogubił, to psioczyć nie będę, właśnie dlatego, że był miły. 
Bardzo smakowało mi pate z króliczych wątróbek z sosem porzeczkowym. Sam królik też był zresztą niezły, może jedynie odrobinkę przesuszony. Zgodnie z opisem miał w sobie ten aromat wędzonki. Niezwykle subtelny i przyjemny, a nie narzucający się. Pasternak smaczny, chociaż troszkę przegotowany. Fantastyczna pszenica. 
Danie wyraźnie przemyślane i skomponowane z sensem, sposób podania nie najgorszy, ale też nie najlepszy. 

Okiem Kesji:
Z całego dania pamiętam najlepiej pszenicę – była genialna! Pyszna, świetnie ugotowana, rewelacyjne zastępstwo dla ryżu czy kaszy. Podobno na talerzu był jeszcze królik, ale wcale go nie pamiętam (zapisałam na kartce festiwalowej, że dużo smaczniejszy niż w Marcello, więc musiałam go zjeść). Bardzo podobało mi się też to, że na stołach były podkładki z objaśnieniem dania festiwalowego i instrukcją jak je przyrządzić samemu. Miło, że kucharz podzielił się z nami taką informacją.
8/10

11. The Mexican
5/10 pkt

Przysmak młodości Jose Riviery, czyli żeberka barbecue pieczone z suszoną śliwką podane na cieście francuskim
Nie za wiele jest tutaj do opowiadania, bowiem The Mexicana nie wyrwała się zanadto ze swojego codziennego menu. Obsługa była jak zwykle profesjonalna, czas oczekiwania krótki.
Danie niechlujnie rzucone na niechlujny talerz z niechlujnymi ozdobami.
Same żeberka smaczne, a to w moich ustach spora pochwała, bo żeberek nie znoszę. Nie rozumiem tylko, po co ten skrawek kupnego ciasta francuskiego. Przepyszny sos.
Tak jak w przypadku Pozytyvki, wyszłam z przeświadczeniem, że dostałam to, czego się spodziewałam.

12. Mebloteka Yellow
7/10 pkt

Szalony działkowiec, czyli ciasto czekoladowo-pomidorowe z odrobiną pikanterii
Sposób podania zrobił na mnie wrażenie - wreszcie jakaś kreatywność! Ktoś zaszalał, zaryzykował! 
Ciasto czekoladowe bardzo smaczne, zdecydowanie z odrobiną pikanterii za co wielki plus, bo przełamywała słodycz i intensywność czekolady. Sos z marakui i wanilii fajny, leciutki. Chrupiące kwiatki dla rozróżniania konsystencji. 
Byłaby 10, gdyby nie kawa - kardamon, mięta i czarna, zimna kawa, to zdecydowanie połączenie nie dla mnie. 

Okiem Kesji:
Szaleństwo ogrodnika, było fantastycznym szaleństwem kucharza. Wielki plus za stronę wizualną – tak ładnego dania nie podano nigdzie. Smakowo też bardzo dobrze: ciasto bardzo intensywne w smaku (niech argumentem będzie to, że było to ciasto i smakowało mi). Do ciasta bardzo fajny sos. Całość psuła kawa mrożona z kardamonem i miętą – była po prostu niesmaczna. 
7/10 (przez kawę)

13. House of sushi
brak oceny

Do tego miejsca podchodziłam kilka razy. Bardzo, bardzo chciałam spróbować proponowanego tutaj dania. Nie udało się w piątek (kolejka), to spróbowałam w sobotę. Najpierw mówiono o konieczności czekania godzinę. Zahaczyłyśmy, więc o inny lokal i wróciłyśmy później. Czas skrócił się do 30 minut. Udało się nam zająć miejsca i już, już zbliżała się chwila otrzymania wyczekiwanego dania, gdy okazało się, że przegrzebki nie spełniają wymogów.
Muszę tutaj pochwalić bardzo kucharza, który po odkryciu, że kolejne paczki zawierają towar niepełnowartościowy (dokładnie wszystko wytłumaczył, ale powtarzać nie będę, żeby czegoś nie poplątać) zdecydował się na przeproszenie oczekujących i niewydawanie kolejnych dań, bo znacząco odstawałyby od tych podawanych wcześniej. Nagradzam to wszystko brakiem oceny, zamiast okrąglutkim zerem, bo trzeci dzień nie będę próbowałam się tam dostać.

Okiem Kesji:
Hit festiwalu – przegrzebki. Koszt dania 14 złotych, a płacić trzeba było 10… Niestety nie udało nam się spróbować dania. Trafiłyśmy na złą partię małży i kucharz musiał niestety odmówić wydania dań. Wielki szacunek dla niego za to, jak to zrobił – wyszedł na salę i powiedział szczerze, że nie może wydać dań, ponieważ on nie będzie mógł się pod nimi podpisać, a my też bylibyśmy niezadowoleni.

Dzisiaj macie ostatnią szansę na spróbowanie festiwalowych dań. Restaurację serwować będę je zaledwie do 18, więc spieszcie się! ;)
sobota, 28 czerwca 2014
Od 26 czerwca fani gotowania i jedzenia mogą czuć się jak w siódmym niebie. W ramach Festiwalu Dobrego Smaku w Łodzi 30 restauracji oraz 14 kawiarni proponuje swoje danie z tej okazji, trzymając się hasła przewodniego: Zapomniane - na nowo odkryte. Jest to nie lada gratka również z perspektywy cenowej - za potrawę w restauracji zapłacimy jedynie 10 zł, za deser 7 zł.
Poruszanie się między lokalami to żaden problem. Ze specjalną mapką pobraną z Internetu lub dostępną w każdej restauracji biorącej udział w akcji nie sposób się zgubić. Wczoraj, wraz z przyjaciółką - Kesją - oraz Marcinem, wyruszyliśmy na pierwszą turę restauracyjnych wycieczek. Z całej gamy 44 lokali, udało nam się dotrzeć do 12, chociaż nie we wszystkich udało nam się zjeść. Na pewno warto zatrzymać się w SerVantce, która jako jedna z nielicznych postawiła na zdecydowane smaki. Intensywnie będzie również w Irish Pubie. A jak reszta lokali? Oto, co możecie tam spotkać ;)


1. American Bull
6/10 pkt


Swojski kostek, czyli pieczony schab z kością w sosie myśliwskim, podawany z kaszą gryczaną i ogórkiem kiszonym
Kompozycyjnie całość prezentuje się nieźle, chociaż na tle konkurencji nie powala. Schab mięciutki, ale bez zdecydowanego smaku, co akurat tutaj nadrabia sos. Nie ma on jednak wiele wspólnego z sosem myśliwskim, a przypomina raczej słodki barbecue, co średnio pasuje do kaszy gryczanej. Duży minus za kupne ogórki kiszone, okrutnie przesolone i zwyczajnie niesmaczne. Dodatkowo kość schabu została rozkruszona i trudno było wydobywać jej kawałki z mięsa.
Obsługa bardzo miła. Pani była pierwszą osobą, która zaproponowała dodatkowe komplety sztućców.
Zastanawia mnie jednak bardzo, dlaczego American Bull nie zdecydował się na coś bardziej związanego z ich codziennym menu.

Okiem Kesji:
Dobre jedzenie, z miękkim mięsem, kaszą gryczaną (która o dziwo nawet mi smakowała) i rewelacyjnym sosem. Sos miał być teoretycznie myśliwski, ale smakował bardziej jak barbecue. Jeden minus: moje zęby znalazły się w poważnym zagrożeniu przez ukruszony kawałek kości ;)
7/10

2. Bierhalle
5/10 pkt

Ozory wołowe - reszta jest milczeniem, czyli ozory wołowe z czarną ziemią, pianką z buraków i chutney z czerwonej cebuli
Wizualnie ciekawie, chociaż buraczany "maz" dotarł na mój stolik w niekoniecznie planowanej formie. Samo mięso bardzo miękkie, aczkolwiek w smaku niezadowalające - ot, ugotowany ozór. Jego delikatny smak tłamsił niezwykle kwaśny, octowy burak. "Ziemia" na talerzu intrygująca, chutney świetny. Najciekawsza okazała się buraczana pianka - bita śmietana z esencją buraka, która najpierw wydaje się słodka, a potem dopiero wybucha właściwą gamą smaków. 
Obsługa poprawna.

Okiem Kesji: Języka nawet nie próbowałam ruszać. Ale to coś, co smakowało jak roztopione lody – pyszne! Ziemia też bardzo ciekawa w smaku i chyba najlepsza, w porównaniu do innych wersji  „ziemi” w innych lokalach.
Niestety oceny nie będzie, bo nie tknęłam głównej części potrawy.

3. Breadnia
0/10 pkt

Tutaj ekipa niestety się nie spisała. Kiedy dotarliśmy na miejsce okazało się, że dań festiwalowych już nie ma. Bywało, że nie mogliśmy gdzieś zjeść z powodu braku miejsca, ale brak jedzenia - tylko w Breadni.

4. Galicja
7/10 pkt

Konfitowane gęsie pipki na sposób galicyjski

Wizualnie mogłoby być lepiej - soczewica może pochwalić się całą feerią kolorów, więc wybór szarej do szarego mięsa był niezbyt trafiony. Niemniej soczewica bardzo smaczna.
Mnie najbardziej zaintrygowały zielone kropki na talerzu, były niezwykle odświeżające. Niestety kelnerka zapytana o skład dania, wydała się zdziwiona aż w końcu wydukała coś o pietruszce, więc niewiele się dowiedziałam. Było smacznie, chociaż nie wiem tak do końca, co jadłam.

Okiem Kesji:
Na pierwszy rzut oka jedzenie wyglądało tak, że za żadne skarby bym go nie ruszyła: brązowa papka na środku talerza i kilka kolorowych kropek dookoła. Ale okazało się, że połowa tej papki to przepyszna soczewica (mogłaby być pomarańczowa – ładniej by wyglądało). Drugą połową było mięso, które smakowało jak mięso (było smaczne, tak).
7/10 (za soczewicę)

5. Irish Pub
9/10 pkt

Kiszka ziemniaczana podana na marmoladzie z pomarańczy z sałatką ze świeżego szpinaku, kalarepy i chrzanu, skropioną syropem z pędów sosny
Prezentacja dania miała tutaj swój swojski urok, chociaż na tle innych lokali wyglądała nieco niechlujnie. Kiszka ziemniaczana bardzo smaczna, dla mnie doskonale komponująca się z pomarańczową marmoladą. Sałatka też warta uwagi, chociaż z nieproporcjonalnie dużą ilością chrzanu.
Obsługa okej, ale bez rewelacji. Jest to jednak do wybaczenia, bo w Irish Pubie panował spory tłok.

Okiem Kesji:
Lokal przywitał nas jedną z moich ulubionych piosenek Beatlesów – to był dobry znak. Czekania też było trochę, ale lokal przepełniony – można wybaczyć. Do jedzenia dostaliśmy kiszkę ziemniaczaną z sałatką. Szczerze mówiąc kiszka była tak pyszna, że niemal śni mi się po nocach i chętnie bym ją jeszcze raz zjadła. Sałatka też super.
9/10

6. La Strada
3/10 pkt

Cheek to cheek, czyli policzki wołowe z przyprawami korzennymi, sosem demi glace, liśćmi bananowca, podane z krokietem ziemniaczanym
La Strada była dla naszej trójki zdecydowanie najsłabszym punktem programu i to nie dlatego, że danie było niesmaczne. Gulasz był intrygujący, chociaż nie w moim guście. Krokiet smaczny, sos też ok.
Problemem była jednak obsługa. Bardzo długo czekaliśmy na zebranie zamówień. Gdy wreszcie się to stało, kolejne 30 minut spędziliśmy na oczekiwaniu na same napoje. Okazało się, że kelnerka o nas zapomniała. Próbowała zebrać zamówienie po raz drugi, sądząc, że wcześniej był u nas ktoś inny. Potem przypomniała sobie, że faktycznie jednak już tu była. Jestem wdzięczna, że nas za to przeprosiła, chociaż wyglądała przy tym na zirytowaną, niemniej zmarnowaliśmy całe mnóstwo czasu, które moglibyśmy poświęcić na dwa inne lokale.

Okiem Kesji:
Najlepsze miejsce do trenowania niewidzialności. Nam się chyba udało. Najpierw byliśmy ignorowani przez dłuuugie minuty, później kelnerka zapomniała, że składaliśmy jakiekolwiek zamówienie. Kiedy w końcu przyszło do nas danie (po 45 minutach), okazało się, że jest… dziwne. A tak ładnie wyglądało…
3/10

7. Marcello
2/10 pkt

Comber z królika, faszerowany pęczakiem, podany na plackach z tartej brukwi z sosem pesto z pokrzywy i carpaccio z kiszonego czerwonego buraka
Gdybym miała odradzić Wam którąś z restauracji z tegorocznego festiwalu, odradziłabym właśnie Marcello. Już sam sposób podania zniechęca swoją niedbałością. Plastry buraka miały różne grubości, dodatkowo część z nich była porwana. 
Placki z brukwi smakowały nam najbardziej, chociaż były raczej z miksowanej brukwi, a nie tartej. Chociaż, kto wie, czy w ogóle była to brukiew? Smak wskazywał jedynie na coś smażonego.
Absolutnie najgorszy był sam królik. Twardy, bez smaku z równie pozbawioną smaku kaszą w środku. Nie ratowało dania nawet pesto z pokrzywy - całkiem smaczne.
Danie w Marcello, jako jedyne zostało w większości na talerzu.

Okiem Kesji:
Twardy królik bez smaku, twarde kiszone buraki i placki z brukwi… Ładnie wyglądało, smakowało gorzej. Placki z brukwi trochę to wszystko ratują, bo były bardzo smaczne. A jeszcze jeden plus, za sos z pokrzywy.
4/10

8. Malinowa
9/10 pkt

Potrawka z kurczęcia polskiego z marchewką z groszkiem i dzikim ryżem
Kiedy weszliśmy do środka Malinowej przytłoczyło nas nieco samo miejsce. Nie byliśmy przygotowani na wchodzenie do strojnych wnętrz, w których obsługiwałby nas elegancko ubrany kelner. Kelner był jednak przemiły, uśmiechał się do nas konspiracyjnie, tak, że sztywna atmosfera zaczęła wydawać się mniej krępująca. 
Danie było bardzo smaczne i idealnie wpisywało się w tematykę festiwalu. Marchewka była może nieco z zbyt al dente, ale samo połączenie konsystencji idealne. Dla Kesji i Marcina puree było najlepszym, jakie w życiu jedli. Całość nie jest może szczególnie wyszukana, ale naprawdę smaczna i dobrze doprawiona.

Okiem Kesji:
Miałam złe przeczucia co do tej restauracji, bo Grand Hotel, bo bywał Tuwim i cała masa znanych ludzi… Myślałam, że utonęli we własnej wspaniałości, a tutaj zaskoczenie. Wystrój lokalu równie bogaty jak w Restauracji Polskiej, ale za to obsługa nie patrzyła krzywo na trampki i bluzy. Przyjęto nas niesamowicie miło, a jedzenie było świetne. Najlepsza marchewka z groszkiem, jaką jadłam w życiu! Ryż też rewelacyjny.
9/10 (bo jednak trochę pompa)

9. Restauracja Polska
0/10 pkt

Kolejna strojna restauracja. Tutaj jednak nie było już tak miło. Niesympatyczny kelner niesympatycznie zmierzył nas od dołu do góry i niesympatycznie zapytał, czy może w czymś pomóc. Po czym niesympatycznie powiedział, że bez rezerwacji nie ma stolika, a jego niesympatyczny głos niesympatycznie wskazywał na to, że nie mamy czego w Restauracji Polskiej szukać, nawet gdybyśmy mieli rezerwację. Na pewno tam nie wrócę.

Okiem Kesji:
A tutaj taka niespodzianka, że nie weszliśmy. I to nawet nie przez kolejkę, tylko przez bardzo „miłą” obsługę.

10. SerVantka
10/10 pkt 

Ziołowy schab na parze w asyście śliwkowej z blinem kurkowym i glazurowanym burakiem
Przywitała nas niezwykle sympatyczna obsługa, która cały czas interesowała się naszymi potrzebami, a także naszą opinią. W SerVantce spotkała nas też niespodzianka w formie karty z opisem dania festiwalowego oraz informacją, jak głosować, gdybyśmy zechcieli. 
Samo danie fantastyczne! Niezwykle smaczny blin, miękki schab, genialne połączenie konsystencji. Intensywne, idealnie skomponowane smaki. Zdecydowanie najlepsza potrawa dnia!

Okiem Kesji:
Po wcześniejszych przygodach spodziewałam się wszystkiego, a tutaj: taka miła obsługa, takie przyjemne wnętrze i przepyszne danie! Wreszcie coś miało smak! W dodatku mieli moje ulubione ukraińskie piwo, więc szczęścia było aż zanadto.
10/10

11. Mała litera
5/10 pkt

Tam, gdzie rosną żołędzie, czyli rolada żołędziowa podana z kawą zbożową
Wiele spodziewałam się po tym deserze. Tymczasem rolada okazała się raczej mdła w smaku, chociaż wilgotna i przyjemna. MS2 zaplusowało tym, że bardzo miła pani wytłumaczyła dokładnie, z czego składają się kolejne elementy dania.
Wadą w podaniu deseru były zdecydowanie sztućce. Sypka część dania - mielone orzechy - przesypywała się przez widelczyk. Problem rozwiązałaby łyżeczka, ale to tylko drobnostka.

Okiem Kesji:
Za ciastami nie przepadam, więc musiałabym zjeść coś naprawdę zachwycającego, żebym była zadowolona. A tu… Roladka taka sobie. Zupełnie nie utkwiła mi w pamięci.
3/10

12. Niebostan
7/10 pkt

Czekając na W-Z, czyli wegańska/roślinna wariacja na temat Wuzetki. Podana z kawą mrożoną z niespodzianką. Zdjęcie pochodzi ze strony festiwalu, ponieważ było po za ciemno, kiedy dotarliśmy do Niebostanu ;)
Zazwyczaj nie smakuje mi nic, co wegańskie. Deser z Niebostanu okazał się wyjątkiem. Niezbyt słodki, dzięki czemu nie ciężki, ale jednocześnie z wyraźnymi smakami każdej warstwy. Kawa nieco mdła, ale całość przyjemna.

Okiem Kesji:
Fajnie podana Wuzetka – w słoiczku. Była bardzo słodka, i chyba z Nesquikiem. Wszystkie warstwy dobrze się uzupełniały.
8/10
czwartek, 26 czerwca 2014
Nie ma, co się oszukiwać - każdy lubi czasami zjeść hamburgera. Dzisiaj, zwłaszcza w dużych miastach, zjedzenie jego zdrowej wersji nie jest już problemem. Burgerowe foodtrucki podbiły wiele serc i nie ma się czemu dziwić: świeże mięso, a nie jakieś mrożonki składowane przez ostatnie dwa lata; naturalne sosy i świeże warzywa. Takiego hamburgera można jednak przygotować także w domu. Od sezamowej bułki do soczystego burgera.

DOMOWE HAMBURGERY


Składniki na bułki:
- 500 gram mąki
- 75 mililitrów mleka
- 80 mililitrów oliwy
- 20 mililitrów oleju sezamowego
- 175 mililitrów wody (letniej)
- 25 gram drożdży
- 2-3 łyżki sezamu
- 15 gram cukru
- 15 gram soli

Przygotowanie bułek:
Drożdże rozpuszczamy w ciepłej wodzie. W oddzielnym naczyniu łączymy mleko, oliwę i olej sezamowy. Mąkę przesiewamy do sporych rozmiarów miski, dodajemy cukier i sól. Wlewamy do mąki mieszankę drożdżową oraz mleczną. Zagniatamy aż ciasto stanie się elastyczne. Odstawiamy pod przykryciem w ciepłe miejsce na 10 minut. Po tym czasie formujemy bułeczki, układamy je na blasze i pozwalamy im rosnąć kolejne 10 minut. Pieczemy 15 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.

Składniki na burgery:
- 500 gram wołowiny (ulubionej części)
- 1 czerwona cebula
- 1 łyżeczka musztardy
- kilka łyżek lodowatej wody
- pieprz
- sól

Przygotowanie burgerów:
Mięso mielimy lub siekamy w zależności od wybranego kawałka (mielenie polędwicy lub ligawy to marnowanie mięsa, więc tego szczerze odradzam). Cebulę drobno siekamy i dodajemy do mięsa wraz z musztardą, wodą, pieprzem oraz solą. Mięso musimy brutalnie zagnieść, najlepiej rzucając nim kilka do miski - dzięki temu zwiążą się włókna kolagenowe. Formujemy kotlety. Smażymy bez tłuszczu na patelni grillowej. Czas zależy od naszych indywidualnych preferencji stopnia wysmażenia wołowiny. 

Składniki do wykończenia:
- bułki sezamowe
- burgery
- pomidor
- sałata lodowa
- cebula
- keczup
- musztarda

Przygotowanie:
Ostudzone bułki przekrawamy na pół. Jedną część smarujemy keczupem, a drugą musztardą. Układamy warstwami: bułka, sałata, burger, keczup, musztarda, pomidor, cebula, wierzchnia część bułki. Wcinamy, uważając na cieknącą do pasa ślinę. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
wtorek, 24 czerwca 2014
Po tygodniu podrobów przyszedł czas na coś mniej obciążającego psychicznie. Pavlova to królowa deserów o niekończącym się potencjale smaków i aromatów. Pavlova zmienia się wraz z porą roku, dostępnością owoców i naszymi gustami. Nie można umrzeć bez jej spróbowania i w ogóle bez niej żyć. Wersja na wczesne lato ;)

PAVLOVA Z TRUSKAWKAMI, RABARBAREM I MIĘTĄ


Składniki na bezę:
- 6 białek
- 300 gram drobnego cukru
- 1 łyżeczka mączki ziemniaczanej
- 1 łyżeczka soku z cytryny

Przygotowanie bezy:
Białka ubijamy na sztywno. Pod koniec ich ubijania zaczynamy dodawać cukier. Cukier dodajemy partiami, najlepiej po łyżce. Jest to zalecenie konieczne! Jeżeli nie będziemy go przestrzegać Pavlova nie ma prawa się udać. Na samym końcu dodajemy mączkę oraz sok z cytryny. 
Masę wykładamy na blaszkę pokrytą papierem do pieczenia. Najlepiej narysować sobie na nim wcześniej okrąg, żeby Pavlova była możliwie foremna (średnica około 20 centymetrów). Wstawiamy do piekarniku rozgrzanego do 180 stopni na 5 minut, po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 150 stopni i pieczemy dalej przez około 1 godzinę i 30 minut. Studzimy powoli, w uchylonym tylko piekarniku.

Składniki na masę kremową:
- 500 mililitrów śmietany kremówki
- 1 łyżka cukru pudru
- opcjonalnie: żelatyna lub śmietan-fix

Przygotowanie masy kremowej:
Śmietankę ubijamy. Pod koniec dodajemy cukier puder. Przy wyborze śmietan-fixu postępujemy zgodnie z opisem na opakowaniu. Masę wykładamy na całkowicie wystudzoną bezę. 

Składniki na masę owocową:
- 700 gram rabarbaru
- 350 gram truskawek
- 3 łyżki cukru
- garść listków świeżej mięty

Przygotowanie masy owocowej:
Owoce myjemy, obieramy, pozbawiamy szypułek. Kroimy - rabarbar w plastry, truskawki w ćwiartki. Zasypujemy całość cukrem i odstawiamy na 30 minut dla puszczenia soków. Następnie owoce podsmażamy oraz dusimy w wypuszczanych przez nie płynach aż rabarbar będzie odpowiednio miękki. Studzimy. Wykładamy na bitą śmietanę. Całość dekorujemy listkami mięty. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
niedziela, 22 czerwca 2014
Nie pamiętam, żeby moja mama w podrobowych smakach wykraczała poza drobiowe serca i żołądki w galarecie, czy smażoną wątróbkę. Mogła to oczywiście robić przed moimi narodzinami, ale generalnie tego nie pamiętam.
Dzisiaj cynaderki, które nie przerażają tak, jak przerażały płucka. Mają jednak swój szkopuł - długi czas czyszczenia i bardzo charakterystyczny zapach podczas przyrządzania. Myślę jednak, że akurat one mogłyby wielu osobom zasmakować.

CYNADERKI DUSZONE W CIEMNOZŁOTYM SOSIE Z CEBULĄ


Składniki:
- 600 gram nerek wieprzowych
- 30 gram mąki
- 60 gram tłuszczu
- 250 mililitrów wywaru/rosołu
- 50 gram cebuli
- pieprz
- sól

Przygotowanie:
Nerki płuczemy, rozcinamy wzdłuż, ale nie przekrawamy całkowicie. Zalewamy zimną wodą i wymieniamy ją po 30 minutach. Od tej pory wodę wymieniamy, co 10 minut aż będzie zupełnie czysta.
Po oczyszczeniu nerki zalewamy wrzącą wodą, zagotowujemy i odlewamy wywar. Po ostudzeniu kroimy je w skośne, niezbyt cienkie plasterki. Osmażamy je na tłuszczu na mocno rozgrzanej patelni. 
Przekładamy nerki do rondla i zalewamy rosołem. Dodajemy pokrojoną w talarki cebulę oraz pozostały po smażeniu tłuszcz. Dusimy do miękkości, pod przykryciem, na wolnym ogniu. Następnie łączymy z zasmażką 3 stopnia (30 gram mąki podsmażamy/podpiekamy do zezłocenia, a potem smażymy tę mąkę na 30 gramach tłuszczu). Opcjonalnie możemy dodać również śmietanę. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
czwartek, 19 czerwca 2014
W tym tygodniu wiele dziwności pojawia się na blogu. Dzisiaj nie oderwę się wciąż od "Tygodnia z podrobami", niemniej obcować będzie z mniej odstręczającymi produktami. Z niezrozumiałych dla mnie bowiem powodów, wątróbka w stosunku do innych podrobów wykorzystywana jest niezwykle często. Dlaczego wątroba wydaje się mniej obrzydliwa niż takie serce, czy nerki? Może Wy wiecie?
To pâté jest niezwykle wykwintne - wizualnie, ale również smakowo. Naprawdę warto spróbować. 

PATE Z KACZYCH WĄTRÓBEK Z CYDREM, CZARNĄ HERBATĄ I GLAZURĄ PORTO


Składniki:
- 1 kilogram kaczych wątróbek
- 250 gram masła
- 100 mililitrów cydru
- 330 mililitrów porto
- 4 gramy czarnej herbaty sypanej
- 5 gram żelatyny
- mleko
- pieprz
- sól

Przygotowanie:
Wątróbkę myjemy, oczyszczamy zalewamy mlekiem i odstawiamy na około 45 minut, wyciągając w ten sposób wszystkie naturalne nieprzyjemne zapachy oraz te, które podroby zyskały podczas przechowywania. Dodatkowo zmiękczamy i udelikatniamy wątróbkę.
Wątróbkę dusimy na 40 gramach masła. Po 3 minutach dodajemy cydr. Dusimy aż wątróbki będą delikatnie różowe w środku. Całość miksujemy i dodajemy pozostałe, rozpuszczone masło. Doprawiamy solą oraz pieprzem. Przekładamy do formy i studzimy.
Żelatynę rozpuszczamy w niewielkiej ilości gorącej wody i przestudzamy. Porto zagotowujemy w rondelku razem z herbatą i dodajemy żelatynę. Odcedzamy liście herbaty i studzimy napar. Wylewamy galaretkę do foremki ze zmiksowaną wątróbkę. Chłodzimy w lodówce minimum 2 godziny. Voila!


Zainspirowane: "Kukbuk" numer 9, maj/czerwiec 2014

Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
środa, 18 czerwca 2014
Przyznam szczerze, że eksperymentowanie z płucami było dla mnie najtrudniejszym kulinarnym wyzwaniem (tak, nawet większym niż mózg). Jedynym, co przychodzi mi do głowy, gdy próbuję porównać z czymś ich konsystencję jest ptasie mleczko. Miękkie, puszyste, rozpływające się pod delikatnym naciskiem samego tylko języka.
Jestem raczej wielbicielką twardych i chrupiących produktów, toteż do płucek wracać nie planuję. Niemniej w zestawieniu z tym sosem mogłabym zjeść wszystko - nawet gąbkę.

PŁUCKA WIEPRZOWE NA KWAŚNO


Składniki:
- 800 gram płucek wieprzowych
- 2 marchewki
- 1 pietruszka
- kawałek selera
- kawałek pora
- 1 cebula + 300 gram
- 1 liść laurowy
- 3 ziarna pieprzu czarnego
- 40 gram mąki
- 40 gram masła
- 150 mililitrów śmietanki
- ocet 
- sól
- cukier

Przygotowanie:
Płucka starannie płuczemy i wycinamy z nich tchawicę. Marchew, pietruszkę, seler, pora i 1 cebulę myjemy, obieramy, zalewamy gorącą wodę, a następnie zagotowujemy. Wkładamy do garnka płucka, całość solimy, doprawiamy liściem laurowym i ziarnami pieprzu. Gotujemy pod przykryciem przez 1,5 godziny, odcedzamy (płyn zostawiamy).
Pozostałą cebulę obieramy i kroimy w kostkę. Smażymy ją na maśle na jasnozłoty kolor. Dodajemy mąkę, rozprowadzamy zimnym wywarem z gotowania płucek. Zagotowujemy, doprawiamy do smaku solą, cukrem i octem, a następnie łączymy ze śmietanką.
Płucka kroimy w cienkie paski i wkładamy do sosu. Podajemy z ziemniakami. Voila!

Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
wtorek, 17 czerwca 2014
Co sądzicie o gotowaniu z podrobów? Niezwykle jestem ciekawa Waszego zdania na temat tych właśnie, konkretnych produktów ;)
Serca są przez kucharzy mniej odtrącane niż inne podroby. Mają zwartą konsystencję, nie odstraszają (aż tak) wyglądem czy zapachem. To zdecydowanie propozycja dla osób, które swą przygodę z podrobami chciałyby dopiero rozpocząć. Ja serca uwielbiam! (powiało grozą) :)

SERCE WIEPRZOWE ZAPIEKANE ZE SZPINAKIEM


Składniki:
- 500 gram serc wieprzowych
- 500 gram ziemniaków
- 500 gram szpinaku (świeżego lub mrożonego)
- 2-3 ząbki czosnku
- 150 gram sera żółtego
- 100 mililitrów słodkiej śmietanki
- liść laurowy
- ziele angielskie
- biały pieprz
- gałka muszkatołowa
- sól

Przygotowanie:
Serca płuczemy, kroimy w grubą kostkę i oczyszczamy z błon. Wkładamy do rondla, zalewamy wodą, solimy. Na chwilę przed końcem gotowania dodajemy liść laurowy, ziele angielskie, czosnek oraz ziemniaki obrane i pokrojone w kostkę. Gotujemy do miękkości. Świeży szpinak oczyszczamy z części niejadalnych, płuczemy, odciskamy wodę i kroimy. Dusimy go w 100 mililitrach śmietanki i odparowujemy nadmiar płynu. Łączymy z odcedzonymi sercami i ziemniakami. Doprawiamy pieprzem, gałką muszkatołową i solą. Przekładamy do naczynia żaroodpornego, posypujemy startym serem i zapiekamy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez około 10-15 minut. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
poniedziałek, 16 czerwca 2014
No i ruszyła moja akcja promująca wykorzystywanie podrobów - Tydzień z podrobami. Od dzisiaj, aż do niedzieli wstawiać będę przepisy zawierające różnorodne podroby. Dzisiaj coś, co wzdraga nawet kucharzy o długim stażu - mózg.
Przyznam szczerze, że i ja pochodziłam do tego składnika jak do jeża - charakterystyczna konsystencja, charakterystyczny zapach. W połączeniu z kruchym ciastem, serem i masą śmietanowo-jajeczna jest to jednak danie, którego warto spróbować. Wielu z pewnością smakować będzie niezmiernie.

TARTA Z MÓZGIEM WIEPRZOWYM


Składniki na ciasto:
- 300 gram mąki
- 200 gram masła
- 1 jajko + 2 żółtka
- 1 łyżeczka soli

Przygotowanie ciasta:
Z podanych składników (oprócz żółtek) zagniatamy ciasto. Odstawiamy do lodówki na 30 minut. Rozwałkowujemy, przekładamy do formy i nakłuwamy powierzchnię ciasta. Podpiekamy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni przez 10 minut. Wyciągamy z piekarnika, smarujemy żółtkami i wstawiamy na jeszcze 5 minut.

Składniki na farsz:
- 1 kilogram mózgu wieprzowego
- 100 mililitrów śmietanki słodkiej 30%
- 2 jajka
- 200 gram żółtego sera
- biały pieprz
- sól

Przygotowanie farszu:
Mózg wieprzowy parzymy na wrzątku aż z przezroczystego stanie się biały. Studzimy go i obieramy z błonek. Kroimy w kostkę. Wykładamy na podpieczony spód. Jajka mieszamy ze śmietanką, pieprzem i solą. Wylewamy do tarty. Całość posypujemy startym serem. Pieczemy przez 10-15 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
piątek, 13 czerwca 2014
Pewnie nieraz wielu z Was zastanawiało się, jak przygotować w domu chipsy tak, by nie były miękkimi, usmażonymi ziemniakami, a chrupiącymi płatkami tego warzywa. Wreszcie odkryłam tajemnicę chipsów i już wiem jak zamiast rozpadających się plastrów kartofla, uzyskać kruchą przekąskę.

DOMOWE CHIPSY


Składniki:
- ziemniaki
- tłuszcz do smażenia
- dowolne przyprawy

Przygotowanie:
Ziemniaki myjemy, obieramy i kroimy na plasterki - najlepiej możliwie cienkie, ale z grubych też możemy uzyskać chrupiące chipsy. Ziemniaczane plasterki płuczemy w zimnej wodzie. Następnie, również w zimnej wodzie, je zanurzamy. Co 10-15 minut wymieniamy wodę, przynajmniej do czasu, gdy przestanie być mętna.
Ten proces służy wypłukiwaniu skrobi, z której to powodu ziemniaki zamiast być chrupkimi, robią się mączyste. Zmiana w plasterkach będzie bardzo wyraźna - im dłużej będą płukane i moczone, tym bardziej będą się wywijały.
Po odpowiednim wymoczeniu chipsy dokładnie osuszamy papierowym ręcznikiem i smażymy na głębokim, dobrze rozgrzanym, oleju. Po wyjęciu z oleju chipsy osączamy, aby pozbyć się nadmiaru tłuszczu. Doprawiamy i wcinamy. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
wtorek, 10 czerwca 2014
Makrela jest jedną z najczęściej spotkanych przeze mnie ryb - jeżeli chodzi o ryby wędzone. Do tej pory spożywałam ją też w takiej właśnie formie. Dopiero niedawno zobaczyłam w sklepie świeżą makrelę (w dodatku w zadziwiająco niskiej cenie) i zdecydowałam się na jej zakup. Przyznam, że jest przepyszna i daje ogromne możliwości smakowe!

MAKRELA PIECZONA W MARYNACIE Z PIETRUSZKI, CZOSNKU I SUSZONYCH POMIDORÓW 


Składniki:
- 2 makrele
- pęczek pietruszki
- 6 suszonych pomidorów
- 60 mililitrów oleju z suszonych pomidorów
- 2 ząbki czosnku
- pieprz ziołowy
- sól

Przygotowanie:
Makrele dokładnie myjemy, osuszamy i nacinamy ich skórę (trzeba uważać, żeby nie naciąć zbyt głęboko). Przy pomocy blendera rozdrabniamy składniki do marynaty - pietruszkę, pomidory i czosnek. Pastę mieszamy z olejem z pomidorów, doprawiamy pieprzem ziołowym i solą, a następnie pokrywamy nią ryby. Makrelę pieczemy w 190 stopniach 30 minut - pierwsze 15 minut pod folią, drugie bez folii. Voila!


Smacznego i do napisania wkrótce! ;)
poniedziałek, 9 czerwca 2014
W sklepach zazwyczaj mijamy je bez zaszczycenia choćby spojrzeniem, a gdy przypadkiem nasz wzrok zostanie przy nich na dłużej, krzywimy się z niechęcią. Kiedyś powszechne, dzisiaj - coraz rzadsze. Podroby.

Przez cały tydzień gotować będę dania z podrobów i zachęcam Was do przyłączenia się do tej akcji. Przypomnijmy sobie, że mięso nie rośnie na tackach w sklepie i należy szanować każdy element poświęconego dla niego zwierzęcia.

Czekam na dania z wątróbek, nerek, płucek, serduszek, żołądków, flaczków; a także innych zapomnianych elementów, jak głowizna - policzki, języki, mózgi - z tego gotujcie! Uczyńcie z podrobów głównych bohaterów i wcinajcie ze smakiem ;)

Akcja startuje w poniedziałek (16.06.2014) i trwa do niedzieli (22.06.2014) włącznie

Banerek na stronę:


Kod z banerkiem:

<table border="0" cellpadding="4" cellspacing="0"><tr><td><a href="http://zmiksowani.pl/akcje-kulinarne/tydzien-z-podrobami" target="_blank" title="Tydzień z podrobami"><img src="http://zmiksowani.pl/image/miks/fe58aa47c042b0fd101a76a5a76505e0_v2.jpg" width="154" height="266" border="0" alt="Tydzień z podrobami"/></a></td><td valign="middle"><textarea onclick="select()" rows="5" cols="30"><a href="http://zmiksowani.pl/akcje-kulinarne/tydzien-z-podrobami" target="_blank" title="Tydzień z podrobami"><img src="http://zmiksowani.pl/image/miks/fe58aa47c042b0fd101a76a5a76505e0_v2.jpg" width="154" height="266" border="0" alt="Tydzień z podrobami"/></a></textarea></td></tr></table>

Smacznego i do napisania wkrótce! ;)

Posmakowało już:

Akcja!

Lookam

Zbieram na jedzenie

Śledź